wtorek, 14 lutego 2023

Projekt Misiek. Pierwsze urodziny!

Dziś jest dzień w którym jeden taki włochaty stworek kończy roczek!

Mój adopciak. Jest z nami 4 miesiące i są to cztery miesiące wyzwań, obserwacji, uczenia się siebie, mojej ciągłej edukacji, żeby żyło Ci się spokojnie w społeczeństwie :) Czas pracy & wtórnej socjalizacji. Czasem miewam zwątpienie, czasem ogrom radości z małych sukcesów. Czasem mnie zaskakujesz, czasem mam wrażenie, że robimy mega postęp i potem coś się wydarza, co każe mi zrobić 10 kroków do tyłu i przeanalizować sytuację, powód jakiegoś zachowania i reakcji, czy eskalacji na jakiś bodziec. Jestem ciekawa przyszłości, jestem ciekawa jak się będziesz zmieniał, jestem gotowa do pracy! :) Zaczęłam prowadzić notatki, chciałabym tutaj zapisywać postępy czy wręcz przeciwnie ich brak, co też jest dla mnie ważną informacją. Post na szybko, spontanicznie, żeby nie uciekł mi ten moment i moje rozbiegane myśli. Misiu jesteś fajnym pieskiem ale ogarnij się chłopie, masz mnie po swojej stronie :)




piątek, 25 lutego 2022

Szycha z Lasu. Magiczna Kraina, gdzie las swoją opowieść zaczyna.

Przyjemniej jest mieć ukochane, piękne myśli i przechowywać je w swym sercu jak skarby. Nie chcę, by inni je wyśmiewali lub dziwili się im. Lucy Maud Montgomery Ania z Zielonego Wzgórza

czwartek, 24 lutego 2022

Czy jutro istnieje?

Cześć, od dłuższego czasu mam ochotę na pisanie, na powrót do oldschoolowego blogowania. Dziś mój pierwszy post od 2018. 

Jeszcze nie okrzepłam po pandemii. Przeczołgała nas okrutnie. Strach. Zamknięcie. Niewiadoma. Niepewność. Izolacja. Covid. Znowu izolacja. I tak w kółko od dwóch lat. I cały wachlarz emocji. Nie da się tak szast i prast odciąć od tego co się czuje i czego doświadczyliśmy.

Dziś rano zaprowadziliśmy Polcię do przedszkola. Zaszliśmy do lokalnej cukierni po pączki. Zwykły dzień zwykłej rodziny. Wróciliśmy, odpaliliśmy komputery do pracy. 

I zamarłam.

Czy jeszcze będzie względnie normalnie. Czy będzie względnie stabilnie. Czy w ogóle jeszcze możemy mieć plany względem przyszłości? Czy jutro istnieje?

Nie mogę oddychać. 

💙💛

czwartek, 27 września 2018

niedziela, 5 marca 2017

My dajemy radę! Ty też dasz! Będzie dobrze :)

Moje dziecko śpi. Niby banał, prawda ? ... co w tym nadzwyczajnego, ot dzieciak usnął. U nas nie jest to oczywiste, jest to coś o czym marzymy od roku. Nasza Pola skończyła roczek. To był bardzo ciężki rok, bardzo. Jak wiedzieliśmy że pojawi się za kilka miesięcy trzecie dziecko, pomyślałam o! teraz będzie inaczej! Będzie pięknie! Zwolnię zawodowo, będę rozkoszować się ciążą na każdym jej etapie. Tak sobie to wszystko wyobrażałam. Dwie pierwsze ciąże w biegu, stresie i aktywnie zawodowo. Przy trzeciej miało być "inaczej" miało być jak w czasopiśmie, jak w reklamie margaryny, tak pięknie że aż nierealnie, jak na słitaśnych fotkach z sieci :) Wszyscy uśmiechnięci w oczekiwaniu na przywitanie małego człowieka. Pomyślałam naiwnie: doświadczenie mam, wiedzę mam, cudowne dzieciaki już mam, mąż na którego można liczyć w każdej dziedzinie życia mam. Zawodowo jest dobrze. Pracuję w domu. Damy radę! Zatem zostało rozkoszowanie się ciążą, w spokoju i permanentnym stanie radości plus milion słitasmych foci. I tu na samym początku nastąpił zong żeby nie powiedzieć zgon. Ciąża przebiegała fatalnie. Zdrowotnie do bani całkowicie. Pobyty w szpitalu, ciągła diagnostyka, badania prenatalne, stres i nerwy i kłopoty z kręgosłupem, ból który uniemożliwił samodzielne poruszanie się. Dałyśmy radę dotrwać w dwupaku do rozwiązania w wyznaczonym terminie. To nic że urodziłam i od razu trafiłyśmy do izolatki, byłam tak chora. Byłam nieziemsko szczęśliwa. Mała piękna, wszystko miała na miejscu, zdrowa. Była maleńka ale to nic, przecież urośnie :) Pokarmu brak. Ciągły krzyk małej. To nic pomyślałam, ważne że zdrowa! Dostała szpitalne mleczko modyfikowane. Jedno od razu mnie zdziwiło, w zasadzie nie robiła qpki. Zgłosiłam na obchodzie. Uznali że każde dziecko jest inne i mam nie wydziwiać. W pamięci miałam moje córki które jeszcze podczas karmienia od razu brudziły pieluszki, zmieniane były niemal na okrągło. A Polcia inaczej, zupełnie inaczej! 

Po ponad tygodniu zapada decyzja że idziemy do domu! Super! Dostałyśmy leki do domu. To był najlepszy dzień od dawana. W końcu wszyscy razem! Sielanka ? A skąd! Tej wersji u nas nie będzie. Próby karmienia piersią w zasadzie nie powiodły się, pokarmu brak, Do tego zaraz po wyjściu ze szpitala dramatyczne usunięcie ósemki. Takiego bólu nie doświadczyłam nigdy, bóle kręgosłupa czy bóle porodowe przy tej skali bólu były niczym. Pola w okresie od około 3 tygodni od urodzenia dostała bóli kolkowych. Wizyta u pediatry, mówię jak jest, że płacze niemal cały dzień, nie śpi, jedynie przysypia na pół godzinki. Kropelki wszelakie nie działają. Nie lubi też nadmiernego tulenia. Jest coś nie tak z dzieckiem, wówczas tego nie umiałam nazwać. To było dla nas zupełnie nowe, niezrozumiałe. Moje starsze córki nie miał kolek, spały i jadły i wydalały. Jak spały można było rozmawiać, odkurzać, normalnie funkcjonowaliśmy. Przy Polci nic nie było oczywiste, wybudzało ja wszystko, wiatr za oknem, gotujący czajnik, dzwonek, dźwięk smsa i to na wyciszeniu tylko wibracja! Dosłownie wszystko jej przeszkadzało. Miała etap, kiedy bała się podmuchów wiatru, spacer, kiedy wiał lekki wiaterek był wręcz niemożliwy. Tuliłam, kangurowałam z mężem na zmianę. W zasadzie cała uwaga została skupiona na małej. Nie schodziła z nas. W krótkim czasie od jej urodzenia nie to okazało się najcięższe ... 

Krzyczała całymi dniami tak strasznie, łykała powietrze tonami, prężyła się i napinała ciało tak bardzo że była sztywna dosłownie jak deska. Na spacerze w gondoli potrafiła tak nagle krzyczeć,że ludzie wychodzili na balkon. Krzyk był tak donośny że momentami myśleliśmy że policja zapuka do drzwi ponieważ któryś z sąsiadów wezwał pomoc do "maltretowanego" dziecka. A my, tuliliśmy, nosiliśmy, bujaliśmy przerobiliśmy dołowienie wszystko co był nam doradzanie przez pediatrę! Dosłownie wszystko włącznie z wszelakimi kropelkami i innymi medycznymi specyfikami! To było tak potwornie ciężkie do przejścia. To był ciągły strach i stres. Nic nie było w stanie jej uspokoić, nic! Krzyczała do momentu aż nie miała siły. I zasypiała z wysiłku. A ja szukałam pomocy u kolejnego specjalisty. I każdorazowo opowiadałam jak potrafi krzyczeć, jak ja boli spotykałam się z murem i nie dowierzaniem, te idiotyczne porady żeby wypróbować suszarkę, że szum i ciepło uspokaja maluszki, że spacerować, nosić i wozić .... o kant dupy można było te wszystkie banały rozbić! W końcu zaczęłam nagrywać małą, żeby pokazać lekarzowi skalę problemu! I wtedy zaczęli traktować nas poważnie. Przepisywali leki. Do tego że miała tak straszne bóle brzucha, to nie robiła qupki, miała tendencje do zagazowania. Byłyśmy stałymi gośćmi na Sor-ze. Odgazowywanie, wlewy pomagały doraźnie ale nic nie wnosiły do naszej codzienności. W końcu trafiłyśmy do szpitala, tak cieszyłam się na to. Chciałam żeby zobaczyli z czym się zmagamy w czterech  ścianach od miesięcy! Diagnostyka, wszystko wygląda w normie, żadnych anomalii w budowie jelit, usg brzuszka w normie. Mała przybiera na wadze książkowo! Badania laboratoryjne w normie. Jedynie krzyczy i płacze, całymi dniami. Nie może sama robić quki. W zabiegowym "pomagają". W szpitalu przez cały tydzień, badania i obserwacja. Krzyczy tak głośno że nie wiedzą co robić, bo co robić kiedy badania wychodzą w normie a dziecko wrzeszczy jak oszalałe ? Ja czuję się winna, chociaż wiem że nie jestem ale tak się czuję. Do tego czuję się po prostu samotna w tym wszystkim co jest najgorszym uczuciem. I co najgorsze i najbardziej przygnębiające, nie wiem jak pomóc mojemu dziecku. Słyszę jedyne "że mi współczują" Nie śpię kolejne noce, ale no nic. Po co mi po współczują lekarze i pielęgniarki! Przyszłam tu po namacalną pomoc i instrukcję obsługi mojego maluszka! Do tego nasza Pola ma głos jak dzwoń i szybko łapie wkrętkę - tak to nazwaliśmy. Byle bodziec do płaczu nakręca ją tak bardzo że momentami nie jest w stanie płynie oddychać. Zorientowałam się w szpitalu, że zahamowanie jej krzyku i wyciszenie można uzyskać poprzez zmianę otoczenia, czyli musimy wyjść  z pokoju i żeby zmieniła się sceneria wówczas zawiesza się na innych bodźcach. Niestety dostałyśmy zakaz opuszczania pomieszczenia ze względu na wirusy. I tak w pokoiku 2 x 2 m radzimy sobie "jakoś". Zmieniają mleko modyfikowane, mają nadzieję ze zacznie się załatwiać. Nic z tego po tym mleku kompulsywne wymiotuje. Wracamy do mleczka swojego. Nic jednak lepiej. Leki szpitalne nieco działają, zaczęła się uśmiechać, widzę na jej twarzy ulgę. Jestem szczęśliwa! 

Wypisują nas do domu z receptami. Leki które dostawała w szpitalu miała dostawać w domu. W aptece okazuje się że leków nie ma! I nie będzie, ponieważ zostały wycofane z rynku kilka miesięcy wcześniej. Jestem wściekła, dzwonię  na odział. Zdziwienie. Przełączają mnie ze trzy razy, W końcu miła Pani mówi żeby leki które są dostępne zwiększyć dawkę trzykrotnie wówczas będzie "podobne działanie". W domu jest nieco lepiej, dalej nie śpi regularnie ma te swoje półgodzinne drzemki, płacze, trochę pręży się ale już nie krzyczy jak zwierze. Jesteśmy spokojniejsi. Możemy skupić się na starszych córkach. Jest niemal cudnie! I znowu leki przestają działać leki, krzyki małej, noszenie i tulenie. Noszę małą niemal cały dzień, dobrze jej jedynie u mnie. Jedynie u mnie na klatce piersiowej jest spokojniejsza. Chustowanie nie wchodzi w grę. Denerwuję ją niemal wszystko. Radzimy sobie. Lekarze mówią że będzie lepiej po 3 miesiącu. Nie jest. Mówią będzie lepiej w okolicach 8 miesiąca wówczas układ pokarmowy i jelita załapią rytm. Nie jest. Mija rok, jest dobrze, śpi mało żarówo w dzień jak i w nocy wybudza się kilkukrotnie. Bóle brzuszka ustąpiły w okolicach 8 miesiąca. Śpi w dzień po 15 - 20 minut. Nie interesują jej zabawki. Lubi muzykę, piosenki dziecięce i melodyjki. U nas biały szum się nie sprawdził. Odkrywamy, że Polcia jest muzykalna :) Pracuję z małą u boku. Czasem nie pracuję tylko nosze i bujam. Mała zdestabilizowała całe nasze życie. Jest zupełnie inna niż znane mi dotąd dzieci. Nie jest łatwo, czasem nie wiedziałam i nie wiem dlaczego krzyczy i płacze. Jest kochana, ma tyle osób które ją uwielbiają. Ma ciepły dom, ciszę i wszystko co potrzeba małemu człowiekowi a ona momentami krzyczy i to bardzo. Już się nauczyliśmy jej :) Nie lubi obcych osób, nie lubi jak ktoś nachyla się do niej do wózka. Traktowałam te wszystkie wydarzenia jako wzrostowe. I wiem, że wszystko się nagle zmieni, a to czego doświadczyliśmy pozostanie w naszej pamięci jako anegdota.

Ale wiecie co! ... odkąd skończyła roczek a było to 19 lutego jest lepiej, odkrywa zabawki, potrafi się bawić, czerpie z tego frajdę. Przepada za siostrami aż piszczy z radości jak wracają z przedszkola i szkoły. Lubi się tulić a był z tym problem. Jest wesoła i piekielnie inteligentna. Wszystko przychodzi jej znacznie szybciej. Szybciej zaczęła siadać, chodzić, wszędzie potrafi się wspiąć. Daje cześć, macha na pożegnanie, przebija piątkę i śpiewa, dużo sobie ta mała dzielna dziewczynka śpiewa! Oby w naszej rodzinie było już tylko śpiewająco! Ja jestem spokojniejsza, już się tak nie martwię, nie zadaję sobie tysiąca pytań. Nie analizuję sytuacji i tego ja wpłyną na małą.  Nie latam po lekarzach, nie mogliśmy na nich liczyć. Już nie czuję się tak samotna w tym wszystkim. Zaczynam tworzyć bardziej i więcej z dzieciakami u boku! Nie jest idealnie i łatwo to trudne rodzicielstwo zupełnie inne niż doświadczyłam wcześniej zupełne inne niż widzimy w sieci. Dlatego o tym pisze, może nie jestem samotna w tym czego doświadczyłam? Tylko tak mało się pisze o trudach rodzicielstwa, niezrozumieniu stanu swojego dziecka, samotności, bezsensownych diagnozach lekarzy i idiotycznych poradach ... Teraz z perspektywy czasu wydaje mi się, że temat kolek i nadmiernego krzyku i płaczu u dzieci jest traktowany po macoszemu. Wiem teraz, że jak ktoś mówi że jego dziecko ma kolki, to nie należy traktować tego jak banał, że poda kropelek kilka i po sprawie! Wiecie, jak straszny i przygnębiający jest krzyk niemowlęcia, ale nie tam "kwilenie" ... mówię tu o darciu się jak zwierze. Kiedy robisz wszystko instynktownie w ochronie swojego maleństwa, szukasz pomocy u lekarzy a dziecko dalej się drze. Nikomu tego nie życzę, nikomu. Należy zacząć o tym mówić i może znajdą się inni rodzice którzy czują się samotni w tym temacie, a wsparcie i zrozumienie to połowa sukcesu. Wiecie, co myślałam sobie kiedy jeszcze nie było Poli, jak słyszałam płacz dziecka ?  "matko, co za rodzice, nie umieją utulić własnego dziecka!" tak właśnie sobie myślałam ... Teraz wiem, że dziecko może krzyczeć, pomimo utulenia, pomimo podawania zalecanych leków, pomimo fachowej opieki, pomimo tego że jest całym wszechświatem dla rodziny!
Mam nadzieję, że komuś post pomoże :) Poczuje że nie jest sam i pomimo starań rzeczywistość nieco rożni się od tego co zaprojektowaliśmy sobie w głowach :) Zapewniam to przejściowe! Po burzy z grzmotami, tornadem, lawą wulkaniczną i całym wachlarzem emocji nastanie równowaga ... Będzie dobrze! 

Lato przed nami. Nowe projekty przed nami. Fajna rodzinka z nas. Udało mi się w tym szaleństwie zrealizować całkiem fajne projekty dla fantastycznych  ludzi. Jest czym się cieszyć! 
Kolejny mój post będzie poświęcony kobietom. Wspaniałym! Mądrym! Takim, które tworzą pomimo przeciwności losu idą do przodu i robią całkiem fajne rzeczy :) Które mają piękno w środku i potrafią to wizualizować, żebyśmy mogli doświadczać rozkoszy <3